Minął weekend, a w nim? A w nim na śniadanie, na podwieczorek, na deser, na spacer i na zakupy ... smakowite kromki. Zwarty miąższ, lekko słodkawy, chrupka skórka, odrobina kruszonki, dokładanie taka powinna być chałka. Prawie mój ideał. Z początku zabrakło tylko maślanego akcentu, choć delikatny oliwny posmak sprawił, że nawet mimo ulotnej słodyczy, chałka smakowała wyśmienicie z ... pesto. Dlatego choć w pierwszym kęsie od razu zwróciłam uwagę na brak masła w cieście, już w drugim zapomniałam o nim, ciesząc się wybornym smakiem kromek i na słodko i wytrawnie.
Chałkę zamierzałam piec dokładnie według przepisu i prawie tak się stało. Ale jeszcze raz przy piekarniczych wypiekach sprawdziła się zasada elastyczności i odrobiny rozsądku. Najpierw drożdże rozpuszczone w samej wodzie i odstawione na 10 minut. Zgodnie z moimi przewidywaniami drożdże nie ruszyły się bardzo. Nie przejęłam się tym jednak i postępowałam dalej zgodnie z recepturą. Dolałam jajko, oliwę, cukier i szczyptę soli, potem półtorej szklanki mąki i znów półtorej szklanki i ... i ostatniej porcji mąki na szczęście nie dosypałam. Ciasto było tak zwarte i suche, że zmartwiłam się, że coś pomieszałam. Szybkie sprawdzenie w wydrukowanym przepisie, potem jeszcze w źródle na Cinie, ale nie to nie był mój błąd. Czyżby moja mąka aż tak bardzo była wilgotna czy może jednak te proporcje nie są zbyt trafione? Zastanawiałam się. Tak czy siak postanowiłam przestać trzymać się przepisu. Ostatnie półtorej szklanki mąki wróciło do pudełka, a ciasto lekko spryskane wodą wyrobiłam porządnie i odłożyłam do rośnięcia.
Muszę powiedzieć, że w między czasie miałam wątpliwości czy będę miała co pokazać i co zjeść, ale chałka zaskoczyła mnie bardzo przyjemnie. Smak - jak już napisałam - okazał się nie tylko wyborny, ale i uniwersalny dzięki oliwie, a i miąższ nie był zbyt puszysty, jak to dzieje się ze sklepowymi chałkami ani zbyt suchy, jak to obawiałam się w czasie wyrabiania ciasta. Do tego samo formowanie warkocza z sześciu wałków było niezwykle łatwe i przyjemne, dzięki bardzo plastycznemu ciastu. Receptura z pewnością do zapamiętania, choć obowiązkowo z takim stopniowym dosypywaniem mąki i zwracaniem uwagi na ciasto jakie powstaje nam pod palcami.
Dzięki Olciaky za taką smakowitą propozycję, dzięki której miałam bardzo udany weekend :)
Smacznego.
Chałkę zamierzałam piec dokładnie według przepisu i prawie tak się stało. Ale jeszcze raz przy piekarniczych wypiekach sprawdziła się zasada elastyczności i odrobiny rozsądku. Najpierw drożdże rozpuszczone w samej wodzie i odstawione na 10 minut. Zgodnie z moimi przewidywaniami drożdże nie ruszyły się bardzo. Nie przejęłam się tym jednak i postępowałam dalej zgodnie z recepturą. Dolałam jajko, oliwę, cukier i szczyptę soli, potem półtorej szklanki mąki i znów półtorej szklanki i ... i ostatniej porcji mąki na szczęście nie dosypałam. Ciasto było tak zwarte i suche, że zmartwiłam się, że coś pomieszałam. Szybkie sprawdzenie w wydrukowanym przepisie, potem jeszcze w źródle na Cinie, ale nie to nie był mój błąd. Czyżby moja mąka aż tak bardzo była wilgotna czy może jednak te proporcje nie są zbyt trafione? Zastanawiałam się. Tak czy siak postanowiłam przestać trzymać się przepisu. Ostatnie półtorej szklanki mąki wróciło do pudełka, a ciasto lekko spryskane wodą wyrobiłam porządnie i odłożyłam do rośnięcia.
Muszę powiedzieć, że w między czasie miałam wątpliwości czy będę miała co pokazać i co zjeść, ale chałka zaskoczyła mnie bardzo przyjemnie. Smak - jak już napisałam - okazał się nie tylko wyborny, ale i uniwersalny dzięki oliwie, a i miąższ nie był zbyt puszysty, jak to dzieje się ze sklepowymi chałkami ani zbyt suchy, jak to obawiałam się w czasie wyrabiania ciasta. Do tego samo formowanie warkocza z sześciu wałków było niezwykle łatwe i przyjemne, dzięki bardzo plastycznemu ciastu. Receptura z pewnością do zapamiętania, choć obowiązkowo z takim stopniowym dosypywaniem mąki i zwracaniem uwagi na ciasto jakie powstaje nam pod palcami.
Dzięki Olciaky za taką smakowitą propozycję, dzięki której miałam bardzo udany weekend :)
Smacznego.
19 komentarzy:
Piekna chaleczka. Ja wlasnie wrzucilam na bloga swoja. Nie wyglada tak pieknie jak Twoja, ale tez bardzo nam smakowala.
Ja niestety wspypalam cala make chociaz tez mi sie wydawalo, ze jest jej stanowczo za duzo. Mimo to ciasto ladnie wyroslo. Szkoda tylko, ze chalki troche mi opadly po posmarowaniu ich bialkiem. Nie wiesz moze jaka mogla byc tego przyczyna? Zdarzylo mi sie to tez juz kiedys przy bulkach. Ciekawa jestem co robie nie tak :))
Pozdrawiam cieplo :)
To ci Chałka. A wiesz, ja dałam tyle mąki co w przepisie. I ok. Tzn robiłam rzecz jasna z polowy porcji jak to. Dobra. Choć ja mam swoje chałkowe faworyty, o których jutro.
Wyglada wspaniale! I masz racje, zasada elastycznisci i zdrowego rozsadku bardzo sie w czasie kucharzenia przydaje ;)
Ciekawa jestem, kiedy i ja bede mogla takiej chalki sprobowac... Aktualnie przyplatalo mi sie kilka alergii i m.in. jajek jesc nie moge, nawet w minimalnej ilosci :( Mam nadzieje, ze to jednak minie...
Pozdrawiam serdecznie!
PS. Nie wiem czy widzialas Narzeczono, ze pytalam Cie a propos tek rukwii wodnej czy chcialabys nasonka? Jesli tak to daj znac, sprawdze w ogrodniczym w tym tygodniu.
Beo,
Chałkę tę upiekła co prawda Tili. Moja czeka sobie w kolejce. Ale ja tu niecnie zaglądam. I och. Napiszę na maile. Bo nasionka, no chciałabym chciała. To bardzo miłe by było.
zapleciona pięknie
tak sie uśmiecha ze zdjęcia do mnie, jeszcze nie zjadłam śniadania..
Warkocz wygląda tak, jakbyś co najmniej raz dziennie miała trening z jego zaplataniem ;)
Majeczko, widziałam już Twoją chałkę, piękna, a czemu opadła niestety nie wiem - może przerosła, a może jakiś przeciąg jej zaszkodził, ale wiesz, na zdjęciach w ogóle nie widać żeby opadła :)
Narzeczono, ja nie mam jeszcze faworytów, ale ta posmakowała mi bardzo - lubię takie "wiejskie" chałki, nie napuszone i tylko lekko słodkie :)
Beatko, cieszę się, że się podoba chałka :) Ojejciu, współczuję alergii, tym bardziej na jajka - trzymam kciuki by przeszło :)
Asiejko, to wpadnij do mnie, jeszcze jest, już kroję kromeczkę i smaruję dżemem ... a może wolisz z miodem? :)
Oczko, no trening codziennie to nie, ale już ciut potrenowałam wcześniej - hehehe tamto plecenie z lapkiem przed oczami to było dobre :)
Eee bez sensu! coś blogspot dzisiaj marudzi, bo widzę Twój komentarz w poczcie, a nie ma go tutaj.
powiem tylko tyle: wyglada perfekcyjnie i profesjonalnie!
Świetna chałka! Ja coś ostatnio nie mogę się z zaległościami odrobić :-( Przed moim planowanym wyjazdem, który przez chmurę nie doszedł do skutku, upiekłam i zamroziłam parę naszych ulubionych chlebów coby mąż miał co jeść no i teraz razem je zjadamy :-)
Tili widzę iz kiedyś Ty tak jak ja terza zwijałaś przed minitorem chałkę a ja ni w ząb nie mogłam z nią ruszyć. Dochodziłam do pewnego momentu i dalej ani kawałka - ale zrzucam to na winę choroby.
I moja chałka taka zwarta była jakaś - reszta została zapieczona w karmelowym sosie wg. przepisu Nigelli. Pyszna była ale słodka :)
serdecznie pozdrawiam i całuję
nasza cudna, weekendowa chałka!
Możemy sobie wszyscy gratulować udanego wypieku! :]
Wygląda pięknie! Mięciutko i smacznie:)
Tiluś, ale się tobie taka zawodowa ta chałka wyszła Cudnie się prezentuje
Zgadzam się, że z pesto smakuje w deseczkę! Nawet lepiej niż z masłem. Daje pazura :)
Oczko, a prawda, mi tez wczoraj wariował. A co do pesto z chałeczką to prawda że to miłe zaskoczenie :)
Aga, dzięki wielkie :)
Aniu, zmiana planów może wybić trochę z organizacji, ale przepisy są i będą czekać :) Nadrabianie zaległości wskazane :)
Eweloso, o tak, plotłyśmy z Oczkiem wtedy wpatrzone w monitor i ... i tak trzeba było rozplatać i zaplatać na nowo :D
Cukrowa wróżko, o tak, bardzo smakowity, "wspólny" wypiek :)
Majanko, tak, była mięciutka, dokładnie taka jak lubię :)
Alciu, dziękuję pięknie :) Takie słowa od Mistrzyni to dopiero motywacja :*
Tilli, bardzo się cieszę, że posmakowała;)
Fakt, elastyczność w kwestii przepisów jest bardzo wskazana:)
Buźka!
Olciaky, jeszcze raz dzięki za smakowitą propozycję :) A co do elastyczności to ona jest dobra na wszystko i wszędzie :)
Ściskam :)
Prześlij komentarz